środa, 1 czerwca 2011

Ile wydajemy na codzienne zakupy

Jednym z głównych pytań jakie zadają osoby rozważające emigrację jest oczywiście kwestia kasy. Ile można zarobić, ile kosztuje wynajem mieszkania no i ile trzeba mniej więcej wydać na sprawy żywieniowo-kosmetyczno-egzystencjalne. Tak przynajmniej było w moim przypadku i nie sądzę abym był jakimś wyjątkowym przypadkiem. Zarobki oczywiście zależą od branży, stażu, doświadczenia. O mieszkaniu już pisałem i tanio raczej nie jest bo poza czynszem dochodzą prowizje dla agencji i kaucja. Dziś kilka słów o codziennych zakupach.

Od momentu kiedy moja dziewczyna dołączyła do mnie uzgodniliśmy, że będziemy zbierać wszystkie rachunki z zakupów podpadających pod wspólną konsumpcję i rozliczać wydatki na koniec miesiąca. Ten kto robi zakupy przynosi rachunek, podpisuje trzema pierwszymi literami swojego imienia (akurat inicjały mamy takie same) i wrzuca do koszyczka w kuchni. Mamy oddzielne konta, zakupy robimy mniej więcej na zmianę i rozliczanie się codzienne było by za dużym problemem. Poza tym w ten sposób łatwo sprawdzić ile kasy i na co poszło. W Polsce często się zastanawialiśmy na co tyle wydaliśmy, a ciężko przecież pamiętać zakupy z całego miesiąca. A tak można sprawdzić czy nie kupujemy czegoś bezsensownie albo ile coś kosztuje aby móc zaplanować przyszłe kwestie obiadowe.

Założyliśmy, że kosztami zakupów dzielimy się po połowie więc najłatwiej to zrobić podliczając rachunki każdego z nas i dzieląc różnicę pomiędzy sumami na dwa. W zależności od tego kto wydał więcej druga osoba zwraca ową połowę różnicy. Proste, prawda? :)

W celu łatwiejszego podliczania wydatków zrobiłem prosty arkusz w Excelu. Najważniejszymi komórkami są ile trzeba oddać i kto komu. Wklepanie cen z rachunków zajmuje może z minutę i od razu mamy gotowe podliczenie. Zero problemu, zero wątpliwości, a co najważniejsze możemy zobaczyć dokładnie ile kosztuje nas tak zwane życie na emigracji.

Kwietniowe rachunki nieco zaburzały jeszcze zakupy meblowe, ale wynik rozliczenia i tak był w okolicach 450 euro. Wczoraj podliczyliśmy maj i okazało się, że wydaliśmy 313 euro z groszami. A naprawdę nie skąpimy sobie ani na obiadach, ani na słodyczach czy alkoholu typu piwo lub wino. Po prostu pewne rzeczy trzeba kupować uważniej niż inne.

Na przykład w Billi chleb krojony firmy Anker kosztuje 1.89 euro za pół kilo, ale my kupujemy niekrojony firmy Wecke w cenie 0.69 euro za kilogram. Różnicy w smaku nijak nie czuję, ale finansowo w skali miesiąca wychodzi z 20 euro, które można wydać na coś innego. Ser żółty w plasterkach kosztuje około 4 euro, a w kawałku mniej niż 3 euro za taką samą porcję 400 gram. Można kupić makaron za 5 euro, a można też za 1.05 euro. Czasami bardziej się opłaca wziąć czegoś od razu dwie sztuki lub więcej bo akurat jest aktion (promocja) i cena jednostkowa jest mniejsza wtedy o kilkanaście centów.

To tylko kilka przykładów na to, że zakupy nie muszą rujnować domowego budżetu. Czasem wystarczy tylko spojrzeć na sąsiednią półkę i porównać ceny. Ktoś może powiedzieć, że się trzęsę o parę centów w Billi, a potem przepijam 50 euro w knajpie. Ja wolę myśleć, że dlatego właśnie mam te 50 euro na przepicie bo godzę się na katorgę samodzielnego krojenia chleba.

2 komentarze:

  1. Jesli moge zapytac - ile wydawaliscie w Polsce?

    Każdy ma inny profil zakupowy (typu: jedzenie poza domem, wegetarianie, etc), wiec latwiej bedzie porownac :)

    OdpowiedzUsuń
  2. w Polsce składaliśmy się po 500 PLN na zakupy, ale szczerze mówiąc nie mam pojęcia ile faktycznie szło bo nigdy nie zbieraliśmy paragonów z całego miesiąca i nie podliczaliśmy kosztów.

    mogę za to porównać nasze wydatki do tego co wydaje mój kumpel i jemu nie udaje się zejść poniżej 500 euro, a też są tylko we dwoje.

    jedzenia na mieście tutaj nie liczę bo to wiadomo, że każdy budżet potrafi zrujnować :)

    OdpowiedzUsuń