Trzy tygodnie bez sieci i nagromadziło się tyle tematów o których chciałbym napisać, że aż nie wiadomo za co się najpierw zabrać. Zacznę więc od końca czyli od podłączenia internetowego właśnie.
Zgodnie z przysłowiem, że biednemu to zawsze wiatr w oczy (zazwyczaj razem z ch*jem w d**ę) załatwienie sobie dostępu do neta nie poszło tak gładko jak by się mogło wydawać. Austria niby kraj rozwinięty i zorganizowany o wiele lepiej niż Polska, ale jednak ordung miejscami szwankuje.
28 lutego poszedłem do oddziału UPC ze szczerą chęcią kontynuacji bycia ich klientem także po tej stronie granicy. Tydzień wcześniej odwiedziłem polskie UPC i złożyłem wypowiedzenie umowy z terminem zakończenia usługi na 31 marca. Zero problemu, trwało to może 2 minuty i musiałem złożyć jeden podpis. Myślałby kto, że skoro Polacy tak się zoptymalizowali to co dopiero Austryjacy zaprezentują poziomem usług. No i pokazali...
Oddział znajduje się w Gasometer City (linia metra U3 do stacji Gasometer), kompleksie handlowym o dość ciekawej architekturze. W środku jest generalnie centrum handlowe i jedna z placówek UPC. Pierwszy szok przeżyłem widząc kolejkę około 30 osób stojących przed biurem. Do tej pory praktycznie nigdzie nie musiałem w Wiedniu stać w ogonku, a tu proszę, jednak się zdarza. W samym biurze pięciu kolesi przyjmujących petentów więc niby full wydajność, ale wiadomo jak to bywa: jeden przyszedł zapłacić rachunek a drugi bedzie mulił nerę, że mu coś nie działa.
Po mniej więcej pół godzinie przyszła moja kolej. Jak zwykle na wstępie powiedziałem, że ni w ząb nie mówię po niemiecku więc „I hope you speak english”. Na szczęście koleś spikał i całkiem sprawnie nam poszedł proces rejestracji nowego klienta. Z dokumentów pokazałem paszport, zaświadczenie o zameldowaniu i kartę bankomatową aby mogli sobie pobierać abonament automatycznie z mojego konta. Jak się wczoraj okazało ten ostatni element układanki nie był najmądrzejszym posunięciem z mojej strony. Ale nie uprzedzajmy faktów...
Wybrałem opcję samodzielnej instalacji gdyż rzecz miała się sprowadzać do wetknięcia kabla w gniazdko i włączenia modemu. Modem miał przyjść do mnie przesyłką kurierską najpóźniej w następny wtorek czyli 8 marca. Uradowany podziękowałem za miłą obsługę i pojechałem do domu.
Tydzień minął, graniczny wtorek także, a modemu nie było. Codziennie zaglądałem do skrzynki na listy w nadziei ujrzenia awizo od kuriera i codziennie spotykał mnie zawód. Wytrzymałem cały następny tydzień i w końcu wysłałem im maila z uprzejmym pytaniem WTF? Dzień później dostałem odpowiedź, że modem jest w drodze i proszą o jeszcze odrobinę cierpliwości. I faktycznie tego samego dnia po powrocie z pracy zobaczyłem awizo przylepione na domofonie przy bramie wejściowej do kamienicy. Dość ciekawy sposób zostawiania powiadomień, ale być może nikt z sąsiadów kuriera nie wpuścił do budynku, a może się po prostu leniowi nie chciało wyłazić na drugie piętro żeby mi wsadzić awizo w drzwi.
Anyway, z awizo w kieszeni wróciłem do firmy bo mieliśmy z kumplem jechać do Ikei jak tylko się upora z psychicznymi problemami klientów i przy okazji poprosiłem szefa żeby zadzwonił do kuriera i się zapytał gdzie mogę sobie odebrać paczkę. Okazało się, że niemiecki kuriera był zbyt wielką barierą językową aby dostać odpowiedź na takie pytanie więc szef kazał mu przywieźć paczkę do firmy. Miało to nastąpić następnego dnia do południa więc kolejny dzień bez neta...
17 marca parę minut przed 15 dostałem maila od pani przy front desku, że ma dla mnie paczkę (po niemiecku to jest parcel). Ciężko było potem dosiedzieć w pracy do 16, ale jakoś dałem radę i niesiony skrzydłami nadziei na wieczorną ucztę z nowości filmowych pognałem do domu co metro wyskoczy.
Kabel zasilania w gniazdko z prądem, kabel modemu w gniazdko kablówki, drugi koniec w modem, diody mrygnęły parę razy i... coś jakby za mało światełek się świeciło. Wrzuciłem do laptopa płytkę instalacyjną, odszukałem manuala (swoją drogą do zupełnie innych modeli modemu niż mój, ale diody te same) i wyczytałem, że to co widzę to oznaka kompletnego braku sygnału sieciowego. Cudownie...
Zadzwoniłem na partyline (w serwisie automatycznym pomoc techniczna jest po wciśnięciu dwóch dwójek) i gdy w końcu odebrał człowiek wyjaśniłem jaki mam problem. Kazano mi poczekać chwilę bo muszą aktywować moją linię. Jakieś 5 minut później usłyszałem, że zdalna aktywacja nie jest możliwa i w poniedziałek 21 marca pomiędzy 7:30 a 12:00 pojawi się u mnie monter i zrobi to manualnie. Zapewniono mnie także, że ta usługa będzie darmowa gdyż to nie z mojej winy są problemy. Pozostało mi doczekać jakoś do poniedziałku.
Monter pojawił się parę minut przed 10, niemal idealnie w środku widełek czasowych określonych przez infolinię. Pokazałem mu gdzie jest modem, rozkręcił gniazdko, wkręcił w kabel jakieś szpejo i poszedł na korytarz grzebać w skrzynce z kablami. Przy okazji podejrzałem, że są tam tylko dwa kable, jeden z numerem mojego mieszkania, a drugi z numerem 23 czyli tego większego mieszkania pietro wyżej, które opisywałem przy okazji szukania lokum.
Po chwili mieszania kablem w pokoju szpejo zawyło co najwyraźniej oznaczało sygnał sieciowy bo bardzo ucieszyło montera. Wykonał krótki telefon do centrali i po ponownym podłączeniu modem wesoło zaczął mrugać wszystkimi diodami. Jak pamiętałem z manuala trwała właśnie procedura synchronizacji. Monter wypełnił formularz w dwóch kopiach i kazał mi się podpisać w dwóch miejscach.
I tu popełniłem błąd karygodny po podpisałem nie czytając uważnie tego co tam wpisał. W Polsce parę razy zdarzały mi się odwiedziny monterów z UPC i też dawali mi takie papierki, na których przeważnie było napisane że wykalibrowali mi sygnał albo coś takiego. W tamtych przypadkach jednak wiedziałem, że za to zapłacę tutaj natomiast wizyta miała być gratis.
Jak się później okazało monter wpisał mi w pozycję Anschlussentgelt kwotę 69,90 euro czyli generalnie opłata za podłączenie modemu. Po przyjściu do pracy zapytałem kumpli czy to jest to co mi się wydaje i niestety obaj potwierdzili moje obawy. Od razu wykręciłem numer UPC i powstrzymując się od fucków zacząłem wyjaśniać sprawę.
Głos w słuchawce powiedział, że mój wybór opcji samodzielnej instalacji nie był możliwy więc muszę zapłacić za usługę podłączenia modemu. Gdy zapytałem po cholerę więc jego kolega z partyline obiecywał mi darmowa usługę usłyszałem, że jeśli tak było to mogę złożyć reklamację i jeśli zostanie uznana to rozliczą mi te 70 euro w przyszłych abonamentach. Na pytanie co będzie jeśli im tego nie zapłacę dowiedziałem się, że nie bardzo mam taką możliwość bo dałem im dostęp do konta więc sami sobie kasę wezmą. Wkurwiony już nie na żarty pożegnałem się i zdałem relację kumplom o tym co mi powiedziano.
Kumpel poradził mi żebym od razu napisał do nich wniosek o anulowanie płatności za wizytę montera z dokładnym opisem co nie działało i co mi powiedzieli na infolinii. Powiedział mi też, że nawet jak sobie kasę wezmą to mogę iść do banku i kazać im anulować tę transakcję i anulować dostęp UPC do mojego konta. Naskrobałem więc kilka akapitów z detalami całej sprawy i na koniec poinformowałem, że jeśli pobiorą mi kasę za coś co miało być darmowe to odwiedzę bank i anuluję cały przelew i będę im samodzielnie płacił tylko za usługi za które zgodziłem się płacić podpisując umowę. Miałem lekkie obawy czy nie brzmi to za ostro, ale kumpel powiedział, że skoro oni mnie chcą ruchać to nie ma co mieć skrupułów. Pismo od razu posłałem faxem i zachowałem sobie potwierdzenie.
Teraz pozostaje czekać na ich reakcję albo na pierwsze pobranie kasy z konta, zależy co nastąpi wcześniej. Internet póki co mi działa więc jeszcze nie rozpoczęli akcji odwetowej. Całkiem możliwe, że będę się bujał o te 70 euro o wiele dłużej niż to warte i być może nigdy ich nie odzyskam, ale liczą się zasady. W Polsce odpuszczałem wiele rzeczy mówiąc sobie „to tylko parę złotych, nie warto się szarpać” i poniekąd takie myślenie zaprowadziło mnie w niewolę kredytową. Tutaj nie zamierzam powtarzać tego samego błędu. Jak na tym wyjdę to się dopiero okaże, mam nadzieję że w tym przypadku nie bedę musiał szukać innego providera internetu.
Na koniec wspomnę o radzie jakiej mi udzielił jeden z Austryjaków, który słyszał o czym rozmawiam z UPC. Powiedział, że lepiej robić przelewy manualnie niż dawać instytucjom dostęp do konta bo jeśli jest taka sytuacja jak moja to zawsze mamy argument przetargowy w postaci odmowy płacenia i wtedy negocjacje wyglądają zupełnie inaczej. Jeśli jednak usługodawca sam może sobie pobrać kasę to najprawdopodobniej czeka nas droga przez mękę żeby odzyskać to co niesłusznie zostało nam wrzucone do rachunku.
I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis.
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń